UWAGA!!!
W środę (24 kwietnia) przenoszę blog na nowy adres:
story-after-story.blogspot.com
Mam dla was jedno pytanie: dlaczego mój drugi blog się usunął? Nie mam go w liście blogów ani nie mogę na niego wejść! Pomocy pliss!A tak z innej beczki miłego czytu, czytu!
Szłam wąskim korytarzem szukając kogokolwiek ocalałego z napadu koszmarów. Nagle potknęłam się o coś, była to książka pod tytułem ''Vita Umana'' jeden z prezentów, który ocalał z rabunku. ''Vita'' było tym słowem, które słyszałam gdy Manny oświadczył, że we mnie też jest jakaś moc. Nie wiedziałam dlaczego wcześniej na to nie wpadłam!
''Vita to po włosku życie, życie to wiosna! Nie wierzę mam w sobie moc przeciwną do mocy Jacka! Powinnam jeszcze raz przemyśleć czy o tym mu powiedzieć czy też nie. Powinnam, powinnam mu powiedzieć, ale jeszcze nie teraz.''-pomyślałam
Wtedy usłyszałam ciche podzwanianie, szybko pobiegłam do miejsca, z którego dochodziło. Zobaczyłam małego elfa wychodzącego z pomarańczowej torby, ubrany był w czerwoną czapkę -tak jak wszystkie elfy- i błękitne skarpetki oraz rękawiczki. Pomogłam mu się wygramolić i z ciekawości spojrzałam na adres torebki, ku mojemu zdziwieniu był to mój adres czyli prezent był dla mnie. Pamiętam, że na na liście poprosiłam o coś co upodobniło by mnie do każdego strażnika. Zajrzałam do torebki, na dnie leżała ciemno zielona bluza z kapturem, naszyjnik z piórkami i buteleczką z piaskiem, podręczne farby i mały sztylecik. Pośpiesznie ubrałam wszystko na siebie i schowałam farby do kieszeni, a sztylecik za pasek od spodni i postanowiłam poszukać Jacka.
-Jack!-krzyknęłam
Nie usłyszałam odpowiedzi, więc musiałam poszukać go ''manualnie''. Postanowiłam zacząć od miejsca gdzie jego pobyt zdawał się najbardziej prawdopodobny czyli kuchni, a ściślej mówiąc magazynu. Wjechałam windą na balkon i weszłam do kominka, natychmiast znalazłam się w kuchni. Było tak jak przeczuwałam, drzwi magazynu były otwarte, a Jack upychał ciastka do luk za kafelkami, które prawdopodobnie sam zrobił.
-Uhm!-odchrząknęłam
Chłopak odwrócił się gwałtownie patrząc na mnie z przestrachem.
-No wiesz ja tylko ten yyy...-tłumaczył się
-Ty no ten no yyy... Powinieneś teraz przeszukiwać bazę!-zdenerwowałam się
Jack wstał i popatrzył się na mnie ze zdziwieniem.
-Ukradłaś mój image!-powiedział po chwili
Westchnęłam, myślałam, że zaraz wyjdę z siebie.
-Po co chowasz te ciasteczka-powiedziałam powoli, z zamkniętymi oczami
Jack nic nie mówił przez dłuższą chwilę. Tak sobie myślałam, że mimo, że chłopak ma ponad trzysta lat ma serce dzieciaka.
-Chodź-nakazałam ruszając w stronę kominka
Prowadziłam Jacka przez zrujnowaną fabrykę Northa, wkrótce dotarliśmy do łuku prowadzącego do ''garażu''.
-O nie! Nie myśl o tym!-krzyczał Jack
Odwróciłam głowę w jego stronę i uśmiechnęłam się.
-O tak! Właśnie o tym myślę!-powiedziałam przeciągając wyrazy
Podeszłam do zamkniętych drzwi ściągając z włosów wsuwkę. Włożyłam ją w dziurkę przeznaczoną na klucz, przekręciłam parę razy i zamek puścił. Złapałam za klamkę i pociągnęłam drzwi, gdy tylko to zrobiłam wybiegły renifery, a za nimi wyjechały sanie. Gdy siadłam na miejsce Northa, poczułam się kimś ważnym, takim niby Strażnikiem.
-Umiesz tym sterować?-zapytał Jack wsiadając do sań
-Umiem prowadzić dorożkę, powóz i zabytkowy wóz strażacki czemu nie spróbować z saniami?-odpowiedziałam z uśmiechem
Chłopak zdawał się być zdziwiony moją odpowiedzią. Zgarnęłam wszystkie wodze do rąk i wystartowaliśmy, renifery były bardzo szybkie i na początku trudno było mi nad nimi zapanować. Moment wzlotu był dla mnie najlepszy, start samolotu to przy nim pikuś! Dla kogoś kto oglądał by to z boku wyglądało by to jak trzepany dywan lub jakaś fala. Lecieliśmy powoli poprzez Norwegię, Islandię, Danię, Kanadę prosto do Burgess. Gdy dolecieliśmy do dziury w lesie, wylądowaliśmy i wysiedliśmy uwiązałam renifery do drzewa, po czym podeszłam do Jacka.
-Wiesz co Jack? Chyba powinnam ci o czymś powiedzieć, bo wiesz ja...
Przerwał mi huk dobiegający z dna dziury, Jack spojrzał na mnie dając mi do zrozumienia, że nie mamy czasu. Chłopak wskoczył do otworu ja za nim zjeżdżając po ścianie za pomocą sztyletu, dotarliśmy do tego samego miejsca, w którym byłam wcześniej więziona. Klatki były zapełnione wróżkami, elfami, yeti i jajkami, a poniżej w takim a la lochu uwięzieni byli Strażnicy. Na środku stała mini wersja sfery snów, a obok niej paliło się ognisko do którego dziwne stwory wrzucały zęby i prezenty dla dzieci. Byłam zdruzgotana tym co zobaczyłam, spojrzałam pytająco na Jacka, lecz on patrzył na coś na co ja wcześniej nie zwróciłam uwagi. Obok strażników stała gromadka ośmiu dzieciaków, przypuszczałam, że chłopak je zna dlatego tak się zaniepokoił. Jeden chłopiec nagle się ożywił, zawołał inne dzieci i wskazywał na Jacka, chłopak próbował dać im do zrozumienia, że muszą zachowywać się jakby go tu nie było, lecz na marne. Jeden dziwny stwór zauważył poruszenie dzieci i przywołał dziwnym pomrukiem Mroka, który dotąd przyglądał się z skupieniem swojej swerze snów. Czarny Pan podszedł do chłopca przywołując jednego stwora, stwór podniósł dzieciaka w górę, a Mrok groził chłopcu. Tego było dla Jacka za wiele, chłopak wyszedł z ukrycia i jednym ruchem zamroził stwora, Mrok wydał się zdziwiony gdy jego zamrożony pomocnik upadł z hukiem na ziemię.
Jack podążał ku swojemu wrogowi twardo i zdecydowanie, widziałam jak Czarny Pan woła swoje koszmary on także był zdecydowany. Koszmary zaatakowały Jacka szybciej niż zdążyłam sobie to uświadomić, widziałam jak Mrok przygotowywał się do zadania chłopakowi ostatniego ciosu. Musiałam mu pomóc, wpadłam tylko na jeden pomysł, przykucnęłam i położyłam ręce do wilgotnej posadzki.
''Musi się udać, musi!''-powtarzałam sobie w duchu
Wtedy od moich rąk wystrzelił zielony pas, pędził prosto w kierunku koszmarów, gdy dotarł do któregoś łapał go, powalał na ziemię i unicestwiał. Po chwili nie było już ani jednego rumaka, wszyscy łącznie z Mrokiem spojrzeli w moim kierunku, poczułam się dość dziwnie. Czarny Pan zniknął tak szybko jak zaatakował, wtedy usłyszałam jak jeden dzieciak mówi coś do Jacka.
-Skąd to się wzięło?-zapytał
W tym momencie nie czułam się już dziwnie tylko okropnie. Ten chłopak mnie nie widział! Nie widział mnie! Bez namysłu pobiegłam do widocznego w oddali tunelu, w oczach miałam łzy, nie mogłam tego zaakceptować. Straciłam w tym momencie wszystko co było dla mnie ważne, skoro ten jeden chłopiec mnie nie widział rodzice i reszta rodziny także. Siedziałam w ciemnym korytarzu tuląc się do swoich kolan, po chwili usłyszałam głos Jacka wołał mnie, ale ja nie odpowiadałam. ''Nie ma róży bez kolców''-mawiała moja mama, pamiętam dokładnie kiedy ostatnio to powiedziała, miałam wtedy osiem lat i razem z rodzicami polecieliśmy do Los Angeles. Pierwszym miejscem, które odwiedziliśmy była wytwórnia Muppetów, rodzice kupili mi tam zegarek. Piękny, pozłacany zegarek, na którego tarczy wygrawerowane było słowo ''Muppety'' był piękny. Kiedy wróciliśmy do miasta i pierwszy raz poszłam w nim do szkoły wszyscy mnie wyśmiali, kiedy wróciłam do domu mama pocieszała mnie właśnie tym przysłowiem. Po krótkim czasie zobaczyłam Jacka w oddali, chłopak szybko do mnie podbiegł, usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem.
-Wszystko się jakoś ułoży zobaczysz-szepnął
Odwróciłam głowę w jego stronę nie wiedziałam czy mu wierzyć, ale wiedziałam, że nic nie będzie tak jak dawniej.
Super rozdzial. Nie moge sie juz doczekac nastepnego.
OdpowiedzUsuńTak,rozdział jest świetny ^^
OdpowiedzUsuńNajbvardziej spodobał mi się text Jacka z ty imaginem :D
Pozdrawiam i życzę weny
Kiedy bedzie nastepny rozdzial?
OdpowiedzUsuńTwój blog trafił do zakładki "Polecane" na moim blogu ;D Czuj się dumna ^^
OdpowiedzUsuńZapraszam http://cien-jezdzca-luku.blogspot.com/