Witam, wszystkich w piątek przed świętami Wielkanocnymi :) Postanowiłam wstawić dzisiaj jako rekompensatę za krótkie rozdziały. Dzisiejszy rozdział dedykuję
MacCartney. MacCartney była kobietą wysoką i potężnie zbudowaną, a jej głęboko osadzone, ciemne oczy wydawały się patrzeć w ludzką duszę. Patrząc na jej budowę ciała można było porównać ją do Hagrida, lecz gdy miało się z nią bliższy kontakt (co mi zdarzało się dość często) wtedy w twoich oczach z wielkiego, miłego Hagrida zamieniała się w rządnego krwi i nieszczęścia Voldemorta.
-Dzisiejszy temat brzmi: Świat elfów i chochlików - literatura fantastyczna-odrzekła od niechcenia nauczycielka
Z moich obserwacji wynikło, że byłam jedyną osobą którą treść tego tematu lekko ucieszyła, choć i tak wiedziałam, iż MacCartney spaprze sens dzisiejszej lekcji.
-Ktoś wie coś o tego typu literaturze?-zapytała świdrując klasę wzrokiem
Podniosłam rękę i kiedy nauczycielka udzieliła mi pozwolenia rozpoczęłam monolog, którego i tak nikt nie słuchał.
-Fantasy to gatunek literacki używający magicznych
i innych nadprzyrodzonych form, motywów, jako pierwszorzędnego
składnika fabuły, myśli przewodniej, czasu, miejsca akcji, postaci i
okoliczności zdarzeń. Fantasy jest na ogół odróżniane od science fiction oraz od horroru, przy założeniu, że względnie nie wchodzi w tematykę naukową lub tematykę grozy. Jednak gatunki te w znacznym stopniu przenikają się. Wszystkie trzy mieszczą się w pojęciu fantastyki. W kulturze popularnej gatunek fantasy zdominowany jest przez odmianę mediewistyczną, zwłaszcza od czasu ogólnoświatowego sukcesu utworu Władca Pierścieni i innych związanych z tematyką Śródziemia dzieł J.R.R. Tolkiena.
W szerszym znaczeniu, fantasy obejmuje prace wielu pisarzy, artystów,
filmowców, muzyków, począwszy od starożytnych mitów i legend, aż po
wiele ostatnich tytułów, znanych obecnie szerokiej publiczności.-wyrecytowałam
-Podziwiam twą wiedzę w temacie fantasy, a teraz przejdźmy do lekcji-nakazała
Translate
piątek, 29 marca 2013
poniedziałek, 25 marca 2013
Rozdział 3
A więc mamy już 3 rozdział :) Patrząc na to, że Wielkanoc już zapasem postanowiłam aby dzisiejszy rozdział miał patrona: Zająca Wielkanocnego. Miłej poczytajki, oraz wesołego jajka, mokrego dyngusa i dobrej wyżerki XD
Minął już tydzień odkąd ostatni raz widziałam się z Jackiem, czyżby to on o mnie zapomniał? Niemożliwe wiem, że nie mógł, ale kiedy widzieliśmy się ostatnio obiecał. Obiecał, że spotkamy się znowu jak najszybciej. Zamyślona siedziałam na parapecie okna spoglądając na topiący się śnieg, przypominałam sobie życie na Florydzie: non stop ciepło i brak śniegu. To ja namówiłam rodziców do przeprowadzki tutaj, do Burgess. W ciągłym zamyśleniu podeszłam do biurka i otworzyłam szufladę, wyjęłam z niej starą pogiętą kartkę papieru. Gdy ją rozwinęłam zobaczyłam swój rysunek z dzieciństwa, były to dwie postacie mała dziewczynka w kurtce i chłopiec z białymi włosami. Przypomniałam sobie kiedy to narysowałam, miałam wtedy osiem lat i przeczytałam już całą książkę od rodziców. Chciałam wtedy zobaczyć soje marzenie więc to narysowałam, uśmiechając się przypięłam kartkę do tablicy korkowej. wtedy właśnie weszła mama
-A ty jeszcze nie w łóżku?-zapytała z zdziwieniem
-Nie mogę zasnąć-odpowiedziałam ziewając
-Przecież widzę, że jesteś śpiąca. Czekasz na coś?
-Nie na nic nie czekam, po prostu nie chce iść spać
Gdy to mówiłam Jack stanął na moim parapecie i uśmiechną się do mnie, a ja spoglądałam raz mamę raz na niego. Sytuacja zrobiła się trudna-musiałam zbyć mamę.
-Wiesz co mamo jednak chyba się położę
-Dobrze, dobranoc
Gdy tylko usłyszałam, że mama zeszła po schodach podeszłam do okna i otworzyłam je.
-Gdzie ty byłeś tyle czasu!-zaczęłam kryczeć
-Planowałem-odparł Jack bez przejęcia moimi wrzaskami
-Co plano...
Nie zdążyłam dokończyć zdania a Jack zarzucił mnie sobie na plecy i wyleciał przez okno.
-Co ty robisz?! Co pomyślą moi rodzice jak nie zastaną mnie w łóżku?!
-Nie krzycz tak połowę miasta obudzisz! Chce po prostu ci coś pokazać
-Dobra niech ci będzie
Wylądowaliśmy w ciemnej, szarej uliczce na środku której w asfalcie rósł kwiatek.
-Stań przy kwiatku-polecił Jack
-Po co?
-Stań po prostu!
Kiedy oboje staliśmy przy kwiatku Jack wyrwał go i zlecieliśmy w dół. Zjeżdżaliśmy bardzo szybko szerokim, wyścielonym mchem i paprociami tunelem. Na pierwszy rzut oka widać było, że Jackowi podoba się taka alternatywa podróży, czego nie można było powiedzieć o mnie samej. Wkrótce tunel zakończył się, a my wlecieliśmy w coś kolorowego i mokrego.-Jack! To nie jest śmieszne!-krzyknęłam oburzona
-Jest, jest! Szkoda, że siebie nie widzisz!-odpowiedział ledwo powstrzymując śmiech
Wyczołgałam się z trudem na brzeg i dopiero wtedy zauważyłam gdzie jestem. Sufit był bardzo wysoko, wszędzie rosły kwiaty i paprocie, a głazy w kształcie jaj patrzyły się na nas ze zdziwieniem.
-To nora!-wykrzyknęłam
-Spostrzegawcza jesteś-powiedział Jack z ironią
-Ha, ha! A co powiesz teraz?!-powiedziałam nalewając sobie do rąk różowej farby
-Tak chcesz się bawić?!-odpowiedział także nabierając do rąk farby
Oblewaliśmy się farbą tak długo, że aż oboje wyglądaliśmy jak pisanki. Nagle stało się coś niespodziewanego za chłopakiem stanął Zając, a ja zatrzymana w dość komicznej sytuacji spoglądałam na niego z przestrachem.
-On stoi za mną prawda?-zapytał
Ja tylko powoli pokiwałam głową, a Jack obrócił się w stronę rozgniewanego Zająca.
-Co ty sobie wyobrażasz?!-zaczął krzyczeć zając
-Hej spokój ja tylko...-Jack próbował załagodzić sytuację
-Ja wiem co ty tylko! Sprowadzasz tu jakichś nieznajomych, zużywasz moje zapasy farby i przeszkadzasz mi w pracy! Ty tylko to zbyt pobłażliwe określenie, prawidłowe byłoby ty aż!-denerwował się
-No dobra może to nie był wzór dobrego zachowania ale...-chłopak dalej próbował wybrnąć
-Ale, ale nie potrzeba żadnych ale abym widział co tu robisz!!!
Kłócili się tak już z dobre pięć minut, lecz w końcu nie wytrzymałam.
-Heeej!!!
Obaj popatrzyli się na mnie ze zdziwieniem, wyglądali komicznie. Przez Jacka o mało co nie zepsułam powagi sytuacji, cały w farbie i ta mina.
-Przepraszam, że przeszkadzam w kłótni, ale nie uśmiecha mi się patrzeć jak na siebie wrzeszczycie
-Sory Ang, ale to on zaczął!
-Jak dzieci, po prostu przyjmij cios na klatę i chodźmy Jack późno już!
-No dobra, pa Zając kiedy indziej pogadamy
Jack odszedł od zająca, a ja wskoczyłam mu na plecy i razem wylecieliśmy przez tunel. Nie trwało długo i byłam już w domu.
-To do zobaczenia-powiedział z uśmiechem Jack
-Do zobaczenia-odpowiedziałam
Gdy Jack poleciał jeszcze długo wpatrywałam się w jego oddalającą się sylwetkę myśląc jak wytłumaczę rodzicom fakt, że jestem cała wysmarowana farbą.
Etykiety:
rozdział
środa, 13 marca 2013
Rozdział 2
Dziś już rozdział 2 mam nadzieję, że się wam spodoba. Dedykuję go mojej koleżance, czytelniczce tego bloga Mrs. Potato. Miłego czytania :) ;) ;P :D
Obudził mnie denerwujący pisk budzika, był poniedziałek pierwszy dzień szkoły po weekendzie, miałam nadzieję, że moja szkoła została zamknięta. Chwilę poleżałam w łóżku lecz trzeba było wstać inaczej spóźniłabym się do szkoły, lecz gdy podeszłam do okna opadła mi szczęka. Za oknem było biało, dzieciaki bawiły się w śniegu, pługi ledwo nadążały z odśnieżaniem dróg, istna Syberia! Odwróciłam się aby odejść od okna i zobaczyłam, że obok mojego łóżka leży paczka której wcześniej nie zauważyłam. Zdziwiona podbiegłam do paczki i szybko ją otworzyłam, ku mojemu zdziwieniu były w niej skórzane łyżwy figurowe, a do płozy jednej z nich przywiązana była niebieska karteczka. Zachwycona prezentem, zastanawiając się od kogo go dostałam pośpiesznie odwiązałam kartkę i przeczytałam:
Mam nadzieję, że Ci się podobają, ręcznie robione przez Phila.
Zapraszam na łyżwy :)
Ps. Nie przestawaj wierzyć we mnie.
Jack
-Jack!? Phil!? Na łyżwy z Jackiem!? Nie wierzę!-krzyczałam sama do siebie
Szybko przebrałam się i zbiegłam na dół aby przywitać się z rodzicami, lecz ich nie zastałam była tylko kartka:
Ang musieliśmy z mamą wyjść szybciej do pracy, zrób sobie śniadanie i nie śpiesz się szkoły pozamykane z powodu tej śnieżycy.
Tata
Gdy przeczytałam kartkę odwróciłam się i pobiegłam do pokoju po łyżwy od Jacka, gdy schodziłam na dół po schodach wpadłam na kogoś i przewróciłam się. Gdy otrząsnęłam się podniosłam wzrok do góry i ku mojemu zdziwieniu stał tam Jack.
-Gdzie się śpieszysz? Przecież szkoły zamknięte-powiedział podając mi rękę
-Ja ten no-zaczęłam się jąkać
Wtedy Jack spojrzał na łyżwy w mojej dłoni i uśmiechnął się szeroko
-Mogłem się domyślić, to co idziemy?
-Y-y-y tak-powiedziałam łapiąc jego dłoń
Szybko ubrałam się i razem z Jackiem wyszłam na zewnątrz, szliśmy chwilę nagle chłopak zniknął nawet nie zdążyłam wywołać jego imienia a Jack chwycił mnie za plecak i uniósł do góry. Krzyczałam przez chwilę aby mnie puścił, ale po tej chwili zaczęło mi się to podobać. Bardzo szybko dolecieliśmy do jeziora w lesie, założyłam łyżwy i wydreptałam na lód i zaczęliśmy jeździć.
-Wiesz co szczerze mówiąc to ja nie wiem nawet jak się nazywasz
-Mam na imię Angeline, ale przyjaciele i rodzina mówią mi Ang
-Ładne imię, tylko wiesz ja nie rozumiem jesteś no ten
-Nastolatką?-podsunęłam
-No właśnie i skoro jesteś nastolatką jakim cudem we mnie wierzysz?-zapytał
-Normalnym! Kiedy miałam siedem lat dostałam na urodziny książkę, tą którą dałam tobie bardzo spodobali mi się jej bohaterzy: Nicholas St. North, Zając Wielkanocny, Zębowa Wróżka, Piaskowy Ludek no i oczywiście ty Jack Mróz
-Wow czyli wszystko zaczęło się od książki
-W zasadzie tak, wracając wierzyłam, że wszyscy istniejecie przez siedem lat marzyłam aby spotkać choć jedno z was a teraz dzięki tobie moje marzenie się spełniło
Jack uśmiechnął się do mnie przez ramię a ja pomyślałam, że nie tylko spełniło się moje marzenie ale znalazłam też przyjaciela.
Obudził mnie denerwujący pisk budzika, był poniedziałek pierwszy dzień szkoły po weekendzie, miałam nadzieję, że moja szkoła została zamknięta. Chwilę poleżałam w łóżku lecz trzeba było wstać inaczej spóźniłabym się do szkoły, lecz gdy podeszłam do okna opadła mi szczęka. Za oknem było biało, dzieciaki bawiły się w śniegu, pługi ledwo nadążały z odśnieżaniem dróg, istna Syberia! Odwróciłam się aby odejść od okna i zobaczyłam, że obok mojego łóżka leży paczka której wcześniej nie zauważyłam. Zdziwiona podbiegłam do paczki i szybko ją otworzyłam, ku mojemu zdziwieniu były w niej skórzane łyżwy figurowe, a do płozy jednej z nich przywiązana była niebieska karteczka. Zachwycona prezentem, zastanawiając się od kogo go dostałam pośpiesznie odwiązałam kartkę i przeczytałam:
Mam nadzieję, że Ci się podobają, ręcznie robione przez Phila.
Zapraszam na łyżwy :)
Ps. Nie przestawaj wierzyć we mnie.
Jack
-Jack!? Phil!? Na łyżwy z Jackiem!? Nie wierzę!-krzyczałam sama do siebie
Szybko przebrałam się i zbiegłam na dół aby przywitać się z rodzicami, lecz ich nie zastałam była tylko kartka:
Ang musieliśmy z mamą wyjść szybciej do pracy, zrób sobie śniadanie i nie śpiesz się szkoły pozamykane z powodu tej śnieżycy.
Tata
Gdy przeczytałam kartkę odwróciłam się i pobiegłam do pokoju po łyżwy od Jacka, gdy schodziłam na dół po schodach wpadłam na kogoś i przewróciłam się. Gdy otrząsnęłam się podniosłam wzrok do góry i ku mojemu zdziwieniu stał tam Jack.
-Gdzie się śpieszysz? Przecież szkoły zamknięte-powiedział podając mi rękę
-Ja ten no-zaczęłam się jąkać
Wtedy Jack spojrzał na łyżwy w mojej dłoni i uśmiechnął się szeroko
-Mogłem się domyślić, to co idziemy?
-Y-y-y tak-powiedziałam łapiąc jego dłoń
Szybko ubrałam się i razem z Jackiem wyszłam na zewnątrz, szliśmy chwilę nagle chłopak zniknął nawet nie zdążyłam wywołać jego imienia a Jack chwycił mnie za plecak i uniósł do góry. Krzyczałam przez chwilę aby mnie puścił, ale po tej chwili zaczęło mi się to podobać. Bardzo szybko dolecieliśmy do jeziora w lesie, założyłam łyżwy i wydreptałam na lód i zaczęliśmy jeździć.
-Wiesz co szczerze mówiąc to ja nie wiem nawet jak się nazywasz
-Mam na imię Angeline, ale przyjaciele i rodzina mówią mi Ang
-Ładne imię, tylko wiesz ja nie rozumiem jesteś no ten
-Nastolatką?-podsunęłam
-No właśnie i skoro jesteś nastolatką jakim cudem we mnie wierzysz?-zapytał
-Normalnym! Kiedy miałam siedem lat dostałam na urodziny książkę, tą którą dałam tobie bardzo spodobali mi się jej bohaterzy: Nicholas St. North, Zając Wielkanocny, Zębowa Wróżka, Piaskowy Ludek no i oczywiście ty Jack Mróz
-Wow czyli wszystko zaczęło się od książki
-W zasadzie tak, wracając wierzyłam, że wszyscy istniejecie przez siedem lat marzyłam aby spotkać choć jedno z was a teraz dzięki tobie moje marzenie się spełniło
Jack uśmiechnął się do mnie przez ramię a ja pomyślałam, że nie tylko spełniło się moje marzenie ale znalazłam też przyjaciela.
Etykiety:
rozdział
piątek, 8 marca 2013
Rozdział 1
Dziś już rozdział 1, (wiem, że musieliście się naczekać) mam nadzieję, że się wam spodoba. Dedykuję go mojej najlepszej przyjaciółce NormalnieNienormalnej . Miłego czytania :)
Od razu przepraszam za wszystkie błędy i wszystkiego naj z okazji Dnia Kobiet tak przy okazji :)
Zwykły sobotni poranek nic nadzwyczajnego, wstałam, ubrałam się i zaszłam na dół. Ciężko wlokąc się po schodach doszłam w końcu do kuchni, czekali tam już rodzice. Mama podała mi śniadanie, a ja zaczęłam pałaszować chrupiące tosty, zrobiło się dziwnie cicho wkrótce odezwał się tata:
-Co zamierzasz dziś robić Ang?-zapytał popijając kawę
-Nie wiem e-e-e, może pójdę na spacer?-odpowiedziałam po chwili namysłu
-A gdzie pójdziesz skarbie?-wtrąciła się mama
Przez chwilę nic nie mówiłam, nienawidziłam kiedy mama mówi na mnie ''skarbie'', lecz trzeba było coś odpowiedzieć.
-Pójdę do lasu lubię tam chodzić-odpowiedziałam mamie
-No dobrze masz tu kanapki, tylko wróć na obiad-powiedziała mama z uśmiechem
-Dobrze, wrócę-obiecałam rodzicom.
Wkrótce byłam już w drodze do lasu, dzień był ciepły, lecz zimny wiatr przypominał wszystkim, że wiosna jeszcze nie nadeszła.
Szłam bardzo szybko, niedługo widziałam już las. Las w Burgess nie był duży, ale za to bardzo gęsty szczerze mówiąc ''drzewo na drzewie''. Kiedy weszłam do lasu ogarnęło mnie zimno, tak jakby zima mocno trzymała się jeszcze kory drzew. Postanowiłam, że wejdę na drzewo aby rozglądnąć się po lesie, zawsze tak robiłam. Wchodziłam powoli, noga za nogą, nagle zachwiałam się i zleciałam. Byłam bardzo wysoko, dłońmi niepewnie trzymałam się gałęzi, nagle usłyszałam trzask, potem następny. Gałąź której się trzymałam pękła a ja zaczęłam spadać, krzyczałam wniebogłosy, a moje ręce rozpaczliwie szukały dla mnie ratunku. Po około 2 sekundach takiego rozpaczliwego spadania zwolniłam, ktoś chwycił mnie za kaptur kurtki i delikatnie odłożył na ziemię. Gdy tylko moje stopy dotknęły ziemi obejrzałam się za siebie aby zobaczyć swojego ''wybawcę''. Odszedł on niedaleko, a jego wygląd był bardzo charakterystyczny inaczej mówiąc wyjątkowy. Włosy chłopaka były białe i niedbale zmierzwione, nosił on niebieską bluzę, a w ręku trzymał długą zakrzywioną na końcu laskę. Wiedziałam kim on jest, lecz nie wierzyłam temu co widzę w mojej głowie tłoczyła się jedna myśl: ''To niemożliwe! Spotkałam go! Spotkałam Jack'a Mroza! Jack'a Mroza!!! Aaa!''.
Chwilę stałam jak wryta, lecz po tej chwili głuchej ciszy zdołałam coś z siebie wykrztusić.
-Zaczekaj!-krzyknęłam za chłopakiem
Jack zatrzymał się na chwilę, lecz po chwili znów ruszył przed siebie, a ja powtórzyłam jeszcze głośniej
-Zaczekaj!!!
Tym razem zatrzymał się i obrócił za siebie spoglądając na mnie z niedowierzaniem. Wielokrotnie otwierał usta usiłując coś powiedzieć, lecz w końcu jąkając się powiedział:
-T-t-ty mnie widzisz? Wow, ty mnie widzisz!
-Widzę, a co nie powinnam? A może nie chcesz abym cię widziała, może zasłonić oczy?!-powiedziałam z ironią
-Nie, nie to super, że mnie widzisz al...
-Ale nie powinnam, mam za dużo lat, bla,bla,bla-wtrąciłam się mu w zdanie
-Dokładnie to chciałem powiedzieć, ale skąd ty to wie...
-Masz-powiedziałam wręczając mu książkę
-The Guardians of Childhood - przeczytał powoli Jack
-To takie podziękowanie za ratunek, na pewno ci się spodoba-powiedziałam uśmiechając się
Jack patrzył się na mnie ze zdziwieniem, a ja zostawiłam książkę w jego dłoni i odbiegłam, miałam głęboką nadzieję, że kiedyś go jeszcze spotkam.
Od razu przepraszam za wszystkie błędy i wszystkiego naj z okazji Dnia Kobiet tak przy okazji :)
Zwykły sobotni poranek nic nadzwyczajnego, wstałam, ubrałam się i zaszłam na dół. Ciężko wlokąc się po schodach doszłam w końcu do kuchni, czekali tam już rodzice. Mama podała mi śniadanie, a ja zaczęłam pałaszować chrupiące tosty, zrobiło się dziwnie cicho wkrótce odezwał się tata:
-Co zamierzasz dziś robić Ang?-zapytał popijając kawę
-Nie wiem e-e-e, może pójdę na spacer?-odpowiedziałam po chwili namysłu
-A gdzie pójdziesz skarbie?-wtrąciła się mama
Przez chwilę nic nie mówiłam, nienawidziłam kiedy mama mówi na mnie ''skarbie'', lecz trzeba było coś odpowiedzieć.
-Pójdę do lasu lubię tam chodzić-odpowiedziałam mamie
-No dobrze masz tu kanapki, tylko wróć na obiad-powiedziała mama z uśmiechem
-Dobrze, wrócę-obiecałam rodzicom.
Wkrótce byłam już w drodze do lasu, dzień był ciepły, lecz zimny wiatr przypominał wszystkim, że wiosna jeszcze nie nadeszła.
Szłam bardzo szybko, niedługo widziałam już las. Las w Burgess nie był duży, ale za to bardzo gęsty szczerze mówiąc ''drzewo na drzewie''. Kiedy weszłam do lasu ogarnęło mnie zimno, tak jakby zima mocno trzymała się jeszcze kory drzew. Postanowiłam, że wejdę na drzewo aby rozglądnąć się po lesie, zawsze tak robiłam. Wchodziłam powoli, noga za nogą, nagle zachwiałam się i zleciałam. Byłam bardzo wysoko, dłońmi niepewnie trzymałam się gałęzi, nagle usłyszałam trzask, potem następny. Gałąź której się trzymałam pękła a ja zaczęłam spadać, krzyczałam wniebogłosy, a moje ręce rozpaczliwie szukały dla mnie ratunku. Po około 2 sekundach takiego rozpaczliwego spadania zwolniłam, ktoś chwycił mnie za kaptur kurtki i delikatnie odłożył na ziemię. Gdy tylko moje stopy dotknęły ziemi obejrzałam się za siebie aby zobaczyć swojego ''wybawcę''. Odszedł on niedaleko, a jego wygląd był bardzo charakterystyczny inaczej mówiąc wyjątkowy. Włosy chłopaka były białe i niedbale zmierzwione, nosił on niebieską bluzę, a w ręku trzymał długą zakrzywioną na końcu laskę. Wiedziałam kim on jest, lecz nie wierzyłam temu co widzę w mojej głowie tłoczyła się jedna myśl: ''To niemożliwe! Spotkałam go! Spotkałam Jack'a Mroza! Jack'a Mroza!!! Aaa!''.
Chwilę stałam jak wryta, lecz po tej chwili głuchej ciszy zdołałam coś z siebie wykrztusić.
-Zaczekaj!-krzyknęłam za chłopakiem
Jack zatrzymał się na chwilę, lecz po chwili znów ruszył przed siebie, a ja powtórzyłam jeszcze głośniej
-Zaczekaj!!!
Tym razem zatrzymał się i obrócił za siebie spoglądając na mnie z niedowierzaniem. Wielokrotnie otwierał usta usiłując coś powiedzieć, lecz w końcu jąkając się powiedział:
-T-t-ty mnie widzisz? Wow, ty mnie widzisz!
-Widzę, a co nie powinnam? A może nie chcesz abym cię widziała, może zasłonić oczy?!-powiedziałam z ironią
-Nie, nie to super, że mnie widzisz al...
-Ale nie powinnam, mam za dużo lat, bla,bla,bla-wtrąciłam się mu w zdanie
-Dokładnie to chciałem powiedzieć, ale skąd ty to wie...
-Masz-powiedziałam wręczając mu książkę
-The Guardians of Childhood - przeczytał powoli Jack
-To takie podziękowanie za ratunek, na pewno ci się spodoba-powiedziałam uśmiechając się
Jack patrzył się na mnie ze zdziwieniem, a ja zostawiłam książkę w jego dłoni i odbiegłam, miałam głęboką nadzieję, że kiedyś go jeszcze spotkam.
Etykiety:
rozdział
Subskrybuj:
Posty (Atom)
O mnie
- ℓєєя¢у
- Już zaczęłaś?! A niech cię! Mam na imię Sara... Mój wiek pozostanie wam nieznany, powiem tylko, że kończę podstawówkę. (Bła, ha, ha! Męczcie się a co!) Posiadam aska(dziwnemyslimodeon)i Twittera(@Leercy) NIE MAM FACEBOKA ANI TYCH INNYCH ŚMIECI więc jeśli gdzieś zobaczycie kogoś pod moim orginal nickiem proszę przywalić mu serdecznie ode mnie c: Bym zapomniała! Naleśniki?!