Dedykuję Sayuri ...
Cisza wieczoru była przerywana tylko pojedynczym, po chwili niknącym rykiem samochodów. Patrzyłam przez okno na wysoką blondynkę. Siedziała i czytała gazetę, po jej twarzy spływały łzy. Wtopiłam się w otoczenie i weszłam do pokoju, musiałam wiedzieć co się stało. Podeszłam do niej i przez ramię przeczytałam tylko kawałek długiego reportażu pod tytułem: ''Krew w lesie-policja podejrzewa śmierć dziewczyny'' Tekst był nie do zaakceptowania, po plecach przeszedł mi dreszcz. Na pewno nie była to moja krew, ktoś to ukartował. Był to ktoś komu bardzo zależało na rozpaczy wśród ludzi. Nie chciałam aby Effy rozpaczała bez powodu. Szybkim krokiem podeszłam do biurka, chwyciłam długopis i kartkę, po czym starając się pisać tak aby dziewczyna rozpoznała moje pismo, napisałam: ''Ktoś wybrany nie umiera...''. Elizabeth zauważywszy samopiszący długopis odłożyła gazetę na łóżko i powoli na palcach podeszła do miejsca, w którym stałam. Kiedy podeszła bliżej przeszłam za nią, dziewczyna pochyliła się nad karteczką. Kiedy doszłam do wniosku, że Effy przeczytała i zrozumiała treść kartki, pojawiłam się znowu.
-Tęskniłaś?-zapytałam zza pleców dziewczyny
Effy odwróciła się gwałtownie, na jej twarzy widziałam przerażenie. Nagle od tyłu skoczyło na mnie coś ciężkiego, gdy upadłam przetoczyło mnie na plecy i zaczęło lizać po twarzy. Była to Luna husky Elizabeth. Kiedy udało mi się uwolnić od suczki i wstać, popatrzyłam na Effy. Dziewczyna stała jak posąg, wciąż wpatrując się w moje oczy. Chwilę potrwało, aby się poruszyła, lecz ku mojemu zdziwieniu pognała na dół.
-Mamooo!-krzyczała-Dzwoń szybko do Blackberrych! Ang tu jest!
Pani Alder zdawała się być zdziwiona słowami (a właściwie krzykami) swojej córki.
-Jesteś pewna?-zapytała-Jakoś jej tu nie widzę...
Dziewczyna spojrzała w stronę schodów. Próbowałam jej wytłumaczyć, że jej mama mnie nie widzi. Na próżno.
-Kochanie-pani Alder przytuliła Effy do siebie-Wiem, że to dla ciebie straszny cios... Ale nie dajmy się zwariować
Usiadłam na schodach i zakryłam twarz rękoma.
''Po prostu świetnie, gratuluję Ang''-karciłam siebie w duchu
Effy wyrwała się z objęć matki i pognała w stronę hallu. Kiedy upewniła się, że drzwi są zamknięte zwróciła twarz w moją stronę.
-Ty nie jesteś wytworem mojej wyobraźni, prawda?-zapytała, w jej oczach tlił się płomyk nadziei-I jesteś tu naprawdę?
Wstałam i podeszłam w jej stronę.
-Oczywiście, że jestem tu naprawdę-powiedziałam uśmiechając się
Elizabeth także się uśmiechnęła.
-Tęskniłam-szepnęła
Effy krążyła w kółko po pokoju, a ja siedziałam przysłuchując się jej słowom.
-Czyli, że tam byłaś druga ty, druga ja, a nawet drudzy Victor i Ethan...-myślała głośno-I szukali CJ...
Spojrzałam na nią w nadziei, że nie potwierdzi moich przeczuć.
-Zawiesiłaś się!-oznajmiła
''No i stało się, powiedziała''-westchnęłam w myślach
Effy zawsze mówiła, że chciała by się zawiesić aby poznać tajniki innych światów. Chyba jednak gdybym jej powiedziała jak to jest zmieniła by zdanie.
-Jednak 13 Wymiar, to pechowa sprawa. Na twoim miejscu chyba bym się powiesiła-powiedziała po chwili
Rozbawiło mnie to.
-Wiesz co w zaistniałej sytuacji raczej sama siebie uśmiercić nie mogę-zauważyłam z ironią
Effy podskoczyła jakby dostała olśnienia. Szybko usiadła obok mnie.
-Jak to jest?-zapytała
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się o co jej chodzi.
-Chodzi o to, jak to jest zostać strażniczką-wyjaśniła
-Nie potrafię ci tego opisać, to... To jest coś niezwykłego...
Elizabeth znowu wstała i zaczęła krążyć w kółko.
-Strażnicy, jacy oni są?-zapytała po chwili
Zdziwiłam się.
-Tacy jak w książkach... Z wyjątkiem Jacka... On jest inny...
Dziewczyna zatrzymała się i odwróciła głowę w moją stronę, uśmiechając się.
-No, no, no! Co ja widzę! Ktoś się tu zakochał!
-Ja?! Nie... Co ty!-powiedziałam unikając wzroku Effy
Niestety Elizabeth ma wielki dar wyciągania z ludzi wszystkich informacji. Gdy wdałyśmy się w rozmowę, która tylko czasami przerywana była śmiechem poczułam się jak normalna dziewczyna. Dopiero po bardzo długiej chwili przypomniałam sobie po co tu przyleciałam.
-Effy co to znaczy przyjaźnią i światłością się posłużyć?
-Pytasz się mnie o taką prostą rzecz?!-zdziwiła się-Każdy Strażnik został wybrany po uczynieniu ''świetlistego czynu'', który wynika zwykle z przyjaźni, lub miłości!
Wtedy doznałam olśnienia. Skoro CJ jest złym odpowiednikiem Jacka to musiał jakoś powstać. Czyli CJ jest Jackiem, który przeszedł na ciemną stronę! Więc obaj zostali wybrani w tych samych okolicznościach!
-Effy muszę lecieć, ale obiecuję, że jeszcze się zobaczymy-powiedziałam, po czym wyleciałam przez okno
Musiałam jak najszybciej dotrzeć do Burgess, do starej obmalowanej w graffiti chatki nad jeziorem. Gnałam z taką szybkością, że nie mogłam złapać tchu. Po około dziesięciu minutach byłam już w pobliżu jeziora.
Chatka nie zmieniła się wcale od momentu kiedy ostatnio ją widziałam, może przybyło tylko parę wulgarnych słów na ścianach, nic więcej. Podeszłam bliżej. Na drzwiach wisiała żółta tabliczka ''Zakaz wstępu'', a drzwi zabite były lekko spróchniałymi deskami. Bez chwili namysłu ułamałam jedną z słabszych desek i przez niewielką dziurkę zajrzałam do środka. Było tam strasznie ciemno. Zabrałam się za pozostałe deski. Kiedy zabrakło ostatniej deski, drzwi wiszące tylko na jednym i do tego mocno zardzewiałym zawiasie uchyliły się delikatnie. Powoli i ostrożnie stawiałam kolejne kroki po korytarzu chatki. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Podłoga była dziurawa, więc łatwo było wpaść do piwnicy. Ściany z drewnianych desek pokryte były rysunkami jeziora. Wszystkie przedstawiały podobną scenę-łyżwy leżące obok przerębli. Wydawało się, że niektóre narysowane były stosunkowo niedawno. Fakt, iż większość kartek już się rozlatywała, lecz te na samym wierzchu wydawały się być nowe. Doszłam do pierwszych drzwi. Gdy je otworzyłam ujrzałam jadalnię. Na środku stał stół zakryty zjedzonym przez mole obrusem. Na północnej ścianie pomieszczenia był-ku mojemu zdziwieniu-palący się kominek, nad którym wisiał obraz. Był to bardzo stary i zniszczony portret jakiejś rodziny, niestety przez wiek płótna nie mogłam dostrzec twarzy osób na nim się znajdujących. Wtedy usłyszałam dziecięcy głos, głos pozbawiony nadziei i szczęścia.
-Jack...?
W kącie jadalni coś się poruszyło, a później westchnęło. Podeszłam bliżej, światło kominka oświetlało małą dziewczynkę. Kiedy utkwiłam w niej swój wzrok podniosła głowę. Miała śliczne brązowe oczy, znajome brązowe oczy. Wyciągnęłam rękę w jej stronę aby upewnić się, że jest prawdziwa, lecz ona znikła. Poczułam czyjś oddech za sobą, odwróciłam się gwałtownie.
-Kim jesteś?-zapytałam
Dziewczynka utkwiła we mnie swoje spojrzenie.
-Nazywam się Emma, Emma Overland
Aaaach genialny rozdział. Jestem strasznie ciekawa co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńA.
Dzięki za dedyka,jesteś koffana :3.Rozdzialik wciągający.Jeszcze Emma się pojawiła *-*.Cudne,cudne i by tak w kółko wymieniać w końcu takie jest xD
OdpowiedzUsuńWspanialy! Jak ja kocham twoje opowiadanie i mam nadzieje, ze niedlugo wstawisz nowy rozdzial.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!